|
Na blogu, który zajmuje się raportami bieżącymi nie może zabraknąć takiego unikalnego przypadku, gdy to emitent sam z własnej woli publikuje bibliografię złożoną z... noooo, lekko mówiąc, niepochlebnych dla siebie artykułów. Na dodatek twierdzi, że jest to informacja poufna, bo dzień wcześniej przesłał tę bibliografię do KNF.
Po lekturze tych wszystkich artykułów stwierdzam, że spółka chyba uznała, że jak już strzelać sobie w kolano to z fajerwerkami, muzyką w tle i przy dużej widowni.
Tak też zrobiła: podała nam na tacy pełną listę artykułów, za których ukrycie większość spółek zapłaciłaby każdą cenę. Gdyby pojawił się tu jakiś komentarz zarządu do sytuacji, jakieś wyjaśnienie, czy stanowisko... ale my dostaliśmy tylko listę lektur. Spółce bardzo zależało więc na publikacji tego raportu w takiej właśnie formie... dlaczego?
Technika "otwartej przyłbicy". Spółka jest w kryzysie. Dała nam pozornie pełną wiedzę o problemie, z którym walczy, czyli o próbie uwikłania ważnej dla spółki osoby w sprawę kryminalną. Wywaliła nam wszystkie złe informacje, które pojawiły się w prasie. Jednak tak naprawdę, nie dała nam nic nowego, nic, do czego nie moglibyśmy dotrzeć bez jej pomocy.
Ale w ten sposób sprawiła wrażenie otwartej, niewinnej i skrzywdzonej, mówiąc pośrednio: "Patrzcie, co o nas wypisują!". I najważniejsze: "A cierpicie na tym Wy! Akcjonariusze! Bo spada kurs akcji. Ale my się o Was troszczymy, więc idziemy do KNF".
Spółka jednak nie zauważyła pewnych niebezpieczeństw tej techniki:
1) wiele osób, które nie były zainteresowane spółką i nie śledziły jej raportów, dowiedziało się o sprawie i teraz już są zainteresowane. No bo to jakaś sensacja, coś się dzieje.
2) prasa będzie się jeszcze bardziej starać, i już mamy kolejny artykuł z serii pt: "Jarosław Ziętara był przetrzymywany w Poznaniu. Prokuratura przeszukuje dawne magazyny Elektromisu", który pojawił się na portalu gazeta.pl. Nic dziwnego, w końcu chodzi o medialny temat, który spółka sama podgrzewa. Wymarzone perpetuum mobile.
3) Komisja Nadzoru Finansowego przeciera pewnie oczy ze zdumienia i zastanawia się, co ma zrobić z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które nie powinno w ogóle do niej trafić. Przyda się, jeśli w budynku jest kominek...
4) kurs akcji spółki ubawiony po pachy całą tą sytuacją położy się ze śmiechu na osi X, zwanej również "osią odciętych". Nazwa osi pochodzi pewnie od tych odciętych od kasy utopionej w akcjach spółki... Kartezjusz to miał łeb, skąd już wtedy wiedział, jak trzeba nazwać tę oś...?!
5) Niezależnie od tego, jak sprawa się skończy dla tych, którym zrobiło się gorąco z powodu artykułów, czy będziemy o nich mówić inicjałami, czy pełnymi nazwiskami - spółka już przegrała, bo zaatakowała w sposób nieprzemyślany.
Miało to być klasyczne odwrócenie uwagi: "nie mówmy o sprawie zabójstwa, mówmy o manipulacji akcjami, bo inwestorów najbardziej przecież boli spadek kursu ich akcji, więc powinni podchwycić temat. Zdobędziemy grupę żywotnie zainteresowanych, która będzie nas wspierać. Dzięki temu "wszystkie inne sprawy" zejdą na plan dalszy."
A wyszło inaczej.
Rzeczywiście, zgadzam się całkowicie, że mamy tutaj do czynienia z manipulacją. Ale nie jest to próba manipulacji akcjami, tylko inwestorami: "Tu nie patrz, patrz tam". A manipulują nie dziennikarze, a spółka.
Tak ja to widzę, tak to rozumiem. I mam nadzieję, że nasz rynek nie da się nabrać.
Istne kuriozum, bo jak najbardziej CZT mogła sprawę rozegrać na swoją korzyść. Wysmażyć elaborat (albo kilka), ale w formie informacji prasowych oraz artykułu na www i wypunktować artykuły prasowe punkt po punkcie, a potem przez raport IP odesłać inwestorów do ww. treści. Krótko, w sposób: stało się A, zareagowaliśmy przez B, chcesz wiedzieć więcej, czytaj C. I koniec. A to są prawdziwe jaja : )
OdpowiedzUsuńten raport zupełnie nic nie mówi, jest zupełnie bez sensu, a zawiadomienie to składa się do prokuratury albo na policję
OdpowiedzUsuń