nadrabiając zaległości... raport i komentarz wczorajszy...
|
Niezwykłe tempo panuje w tej spółce. To niby dobrze. Biznes powinien być dynamiczny. Ja jednak podejrzewam, że tym razem ktoś nam odmówił wiedzy.
Cóż mi się nie podoba?
Prezes zarządu rezygnuje z pełnienia funkcji a dniem 6 listopada 2014 roku. Tak po prostu obudził się rano z myślą "Mam dość" i walnął papierami. Tego samego dnia o godzinie 13:04 spółka publikuje raport bieżący o jego rezygnacji. I to byłoby naprawdę super! Byłoby super, gdyby nie fakt, że spółka od momentu otrzymania rezygnacji do wysłania raportu zdążyła:
- poradzić sobie z szokiem, jakim musi być nagłe i niezapowiedziane odejście najważniejszej osoby w firmie;
- spędzić zaskoczoną Radę Nadzorczą (fizycznie, czy wirtualnie, to bez znaczenia), a nie są to ludzie, którzy nie mają w życiu co robić (to są sami prezesi innych spółek, członkowie rad nadzorczych, dyrektorzy w bankach), więc trudno mi uwierzyć, że rzucili wszystko i popędzili niezwłocznie radzić;
- nakłonić Radę Nadzorczą, by w biegu wymyśliła, jak będzie wyglądać nowy zarząd, zebrać i przejrzeć ewentualne kandydatury (no bo nikt się przecież nie spodziewał!), porozmawiać z kandydatami (to nie jest 15 minut!) i wreszcie, by natychmiast podjęła tak istotną decyzję, jaką jest powołanie najważniejszej osoby zarządzającej i jej zastępcy. Plus jeszcze formalności, gdzieś tam po drodze... Tak się powołuje prezesa i vice w spółce giełdowej? No nie, to raczej tak się nie odbyło...
- i wreszcie zdążyła też przygotować (trzeba ustalić życiorysy i pozostałe informacje) i zatwierdzić treść raportu bieżącego, po czym opublikować go w ESPI...
Naprawdę wątpię, by możliwe było tak szybkie zastąpienie rezygnującego nagle członka zarządu.
Dlatego myślę, że spółka wiedziała wcześniej, że obecnie rezygnujący złoży dziś rezygnację i przygotowała całą akcję wcześniej. A to oznacza, że spółka powinna poinformować rynek w momencie powzięcia informacji, a nie w momencie otrzymania formalnego papierka.
Przy okazji zwróciło moją uwagę, że poprzedni prezes, powołany w 2009 roku, również złożył rezygnację z własnej nieprzymuszonej woli, a było to 30 kwietnia 2012 roku (rb 27/2012). W tamtym też dniu został powołany do zarządu nowy, a obecnie rezygnujący prezes. Wtedy również odbyło się to w tak ekspresowym tempie, rezygnacja prezesa starego i powołanie nowego w tym samym dniu, ale z odroczonym o kilka dni skutkiem. Tym razem wszystko dzieje się w jednym dniu, ze skutkiem na tu i teraz.
Można odnieść wrażenie, że powołanie do zarządu tej spółki zwiastuje rychłą rezygnację z funkcji z własnej woli. Być może powołani nie mieli... powołania do zarządzania?
Pan powołany właśnie na prezesa zarządu przez cały okres tych roszad i rezygnacji utrzymywał się dzielnie na stanowisku wiceprezesa. Pan jest też jednocześnie największym akcjonariuszem i najwyraźniej powołanie do zarządzania posiada, bo jest w zarządzie od dawna i ani myśli rezygnować. Taki to odporny człowiek. Ciekawe, czy przełamie "sedesową" klątwę (ATM sedes vacans - łac.) i nie zrezygnuje sam z dnia na dzień ze stanowiska prezesa.
Mam jednak uzasadnione obawy, czy powołany tak nagle na stanowisko prezesa największy akcjonariusz spółki, nie był uprzywilejowany i czy rzeczywiście nie miał wcześniej wiedzy o zmianach w zarządzie spółki? Pozostałym inwestorom tej informacji wcześniej odmówiono. Większy może więcej?
A wszystko wskazuje na to, że w spółce od lat obowiązuje taka właśnie procedura powoływania prezesów: stary prezes nagle rezygnuje, a nowy już gotowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co o tym sądzisz?