|
Zaskakująca sprawa. Temat posiada 39 wyrazów i jest 13 razy dłuższy od treści raportu. Pomijając załącznik oczywiście. Ale załącznika nie można pominąć, bo w załączniku znajduje się cała treść raportu.
Podobna sytuacja ma miejsce w spółce Muza S.A. Tym razem spółka cokolwiek do "treści raportu" wpisała. Jednak patrząc na Regulamin systemu ESPI można się zastanawiać, czy aby rzeczywiście o to chodziło twórcom systemu.
Regulamin w par 23 mówi: "Uczestnik Systemu przekazuje informacje na elektronicznych formularzach Systemu (...) wpisując treść informacji odpowiednio w przeznaczone do tego pola."
Sądząc po nazwie rubryki "Treść raportu" mogę spodziewać się w tym miejscu treści raportu, a nie jego numeru. Rubryka dotycząca numeru znajduje się nieco wyżej.
Wiem, że Regulamin ESPI dodaje, że "dopuszcza się wstawienie, w polach do tego przeznaczonych, plików w odpowiednim, dopuszczalnym formacie". Ale to oznacza, że Regulamin dopuszcza. A więc pliki są dodatkową "atrakcją". Uzupełniają treść.
Większość z nas korzysta z urządzeń mobilnych. Niestety nie zawsze łatwo otwiera się i czyta na nich pliki pdf. Poza tym, istnieje taka zasada webdesignu, zasada 3 kliknięć. Mówi ona, że w pewnym momencie naszego klikania tracimy chęci i motywację, by dotrzeć do tej informacji, której szukamy. A może nie chodzi o ilość kliknięć tylko o ilość czasu, którą musimy poświęcić, by czegoś się dowiedzieć?
Niezależnie od tego, co jest prawdą, tutaj spółka utrudnia nam dotarcie do informacji o niej. Czy to jest celowe? Emitent wymaga, abyśmy w momencie, gdy spodziewamy się już otrzymać konkretną treść, wykonali jeszcze dodatkowy wysiłek, jeszcze raz kliknęli i jeszcze poczekali na tego arcyciekawego newsa o... potencjalnej możliwości... Mnie to irytuje. Uważam załącznik za miejsce na informacje dodatkowe. Treść powinna być w treści. Po to tworzy się ujednolicone formularze, aby osoby, które korzystają z tych treści, były w stanie je przetworzyć łatwo i szybko, niemal automatycznie.
Ja wiem, że zawsze znajdą się tacy, którzy muszą inaczej, którzy muszą łamać system, bo to jest elementem ich osobowości - robić inaczej, by wyróżnić się w tłumie. Ale tutaj to nie działa. Tutaj to utrudnia sprawę, bo spółek do przejrzenia inwestor ma na prawdę dużo i automatyzmy ułatwiają mu przetrwanie w gąszczu napływających informacji.
Celem życiowym emitenta powinno być ułatwianie mu dotarcia do informacji na swój temat. Tu nie chodzi o zamążpójście i udowodnienie kandydatowi, że jest się płochliwą, wstydliwą, niedostępną dziewicą. Tutaj niedostępne dziewice nie są w cenie. Nie ten klimat. W ogóle nie te czasy. Tutaj to, co trudno dostępnie, jest skreślane.
Z kolei tytuł raportu powinien być krótki i rzeczowy. Tytuł ma znaczenie porządkowe. Daje informację, czy to jest coś, co trzeba przeczytać teraz natychmiast, czy można odłożyć to na później. Im dłuższy tytuł, tym więcej trzeba poświęcić czasu i uwagi na jego zrozumienie. Raport, którego tytuł mieści się w jednej linii, szanuje czas inwestora, pozwala mu na szybkie oszacowanie zawartości raportu. I to jest nam na rękę, bo przecież nie zależy nam na irytowaniu inwestorów.
W komunikacji chodzi między innymi o słuchanie i rozumienie drugiej strony, i o odpowiadanie na jej potrzeby. A w tutaj mamy pomieszanie z poplątaniem. Numer raportu jest w treści raportu, a treść raportu jest w temacie. No i jest załącznik. Ale nie chce mi się go już otwierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co o tym sądzisz?