|
Niektóre spółki są tak zachwycone faktem, że rozumieją przepisy rynku kapitałowego, że zapominają o tych, do których raporty piszą.
Połowa tego raportu to przepisy, które bez prostego wyjaśnienia (a tego tu nie ma) nic dla czytającego nie znaczą. Skoro nic nie znaczą, to jaka jest ich rola? Po co tu są?
Dla KNF? Oni dostali tę informację dawno temu ze stosowną podstawą prawną, która uzasadnia opóźnienie. Więc nie dla nich, oni już to wiedzą. Dla inwestorów? Niewiele osób patrząc na te przepisy jest w stanie z marszu powiedzieć, o czym one mówią, a jeszcze mniej osób będzie chciało zajrzeć do przepisów i to sprawdzić. Byłoby to nieefektywne, czasochłonne i mało satysfakcjonujące. Czyli nie dla inwestorów. Dla siebie? Bardzo sobie cenię spółki, które umieszczają szczegółowe podstawy prawne. Widzę, że znają przepisy, co jest bardzo cenne, a te dają mi często dodatkowe informacje. Jednak podstawa szczegółowa powinna pojawić się na samym końcu raportu, jako dodatek "dla zainteresowanych", a nie główna treść informacji w samym jej centrum. To nie jest pismo procesowe, czy uzasadnienie wyroku.
Nawalenie takiej masy paragrafów i ustępów w środku raportu nie przysparza mu ani powagi, ani jakości. Wręcz przeciwnie. Identyczny efekt osiągniemy po umieszczeniu w środku raportu kilku zdań po chińsku, albo szyfrowanej wiadomości dla tajnych współpracowników obcego wywiadu. Zrozumieją tylko nieliczni, jeśli w ogóle to zauważą. Założę się, że gdyby w tym gąszczu przepisów spółka umieściła dowolne, niezwiązane z tematem zdanie, np. "nie lubię knf'u", "kupuj nasze akcje", czy "nie kituj, że coś kumasz" to nikt by tego nie zauważył. Tego się po prostu nie czyta. Wzrok sam ucieka.
W tym przypadku przepisy udowadniają nam po prostu, że spółka wie na jakiej podstawie opóźniła raport (art. 57 ust.1 ustawy o ofercie) i dlaczego został on opóźniony (§2 ust. 1 RMF w sprawie rodzaju informacji, które mogą naruszyć słuszny interes emitenta). To przytoczone rozporządzenie jest wyszczególnieniem 5 konkretnych powodów, które pozwalają spółce nie przekazywać raportu "niezwłocznie" po wydarzeniu.
Tym razem spółka powołała się na pkt 1, który mówi, że "informacjami poufnymi, których przekazanie do publicznej wiadomości może naruszyć słuszny interes emitenta, są informacje dotyczące prowadzonych przez emitenta negocjacji lub okoliczności związanych z prowadzonymi negocjacjami, w tym wyboru drugiej strony negocjacji, jeżeli ich przekazanie do publicznej wiadomości mogłoby negatywnie wpłynąć na przebieg lub wynik tych negocjacji, a w przypadku negocjacji prowadzonych w celu zapewnienia poprawy sytuacji finansowej emitenta - również jeżeli ich przekazanie do publicznej wiadomości w poważnym stopniu zagroziłoby interesom obecnych lub przyszłych akcjonariuszy albo uczestników funduszu, w przypadku gdy emitentem jest fundusz inwestycyjny zamknięty".
Trudno ocenić, czy rzeczywiście zasadne w tym przypadku było opóźnienie. Wyjaśni się to po publikacji szczegółów umowy. Fakt, że raport przeszedł procedurę opóźnienia nie oznacza, że spółka mogła to zrobić. KNF nie może spółce zabronić opóźnienia raportu, ale może później, po jej ujawnieiu uznać, że było to działanie niezasadne i ukarać spółkę za brak raportu w terminie ustawowym. Ciężar odpowiedzialności i decyzja leży po stronie spółki.
Może właśnie dlatego spółki tak bardzo zasłaniają się przepisami w raportach opóźnionych? Ze strachu?
Mnie jednak dawno, dawno temu uczono, że teksty niezależnie od wszystkiego należy komponować - po pierwsze - pod czytelnika, - a po drugie - wg prostej struktury: wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Wtedy czytelnik będzie usatysfakcjonowany. A tu w miejscu, gdzie należałoby oczekiwać rozwinięcia mamy pauzę na szum informacyjny. Skutkiem takiej konstrukcji pół komunikatu zajmuje niezrozumiała i rozpraszająca papka prawna. Spółka rzuciła nam w treści paragrafami nie wyjaśniając nawet jednym słowem, o czym one mówią i co uzasadniają.
Dopiero przebrnięcie przez 2/3 raportu pozwala otrzymać upragnionego news'a. Cóż za dawkowanie emocji, jakie budowanie napięcia, coś jak w książkach Stephena Kinga.
Iście mistrzowska intryga. Prawdziwy terror przepisów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co o tym sądzisz?