|
Coś mi się obiło o uszy, że Poczta Polska chce na giełdę. Przy każdej spółce, która informuje raportem bieżącym, że otrzymała umowę podpisaną półtora miesiąca temu śmiać mi się chce, bo mam wrażenie, że ktoś próbuje mi powiedzieć, że to wina Poczty Polskiej. Dlaczego? Bo kiedyś na pocztę zwalało się wszystkie niepowodzenia.
Niestety, we mnie zostało to do dziś. Wciąż zamiast wysyłać listy zwykłe, wysyłam polecone. Różnica polega na tym, że więcej płacę za jakiś papierek, który i tak zaraz zgubię. Ale ten papierek daje mi poczucie, że moja umowa z pocztą została zawarta na piśmie, nie na gębę. Czysta psychologia - no, dramat, ale trudno.
Czyli słowo pisane ma swoją wagę. Lubimy mieć umowy na piśmie.
Ale to nie jest jedyna branża, która była kiedyś serdecznie doceniana za tempo działania. Dawno, dawno temu, w czasach głębokiej komuny we Wrocławiu został wzniesiony budynek mieszkalny. I pewnie nie on jeden, ale ten konkretny został wybudowany w ciągu 7, czy 9 miesięcy. Pamiętam, że było było absolutnym rekordem, było to tak niezwykłe, że aż napisano artykuł w prasie i to ze zdjęciem (czarno-białym, z taką pikselozą, że gdyby nie podpis, byłoby ciężko cokolwiek zobaczyć), jaki to sukces odniosła nasza branża budowlana. Nieco później wyjaśniło się, że budynek wybudowany został w trybie ekspresowym, bo budowlańcy budowali go dla siebie. Ale to już do prasy nie trafiło. Na łamach prasy za to dumnie odtrąbiono propagandę sukcesu, jak to szybko i prężnie budujemy w Polsce mieszkania. Gdyby nie artykuł w prasie, nikt by w to nie uwierzył po 20 latach czekania na własne mieszkanie.
Czyli słowo pisane ma swoją wagę. Znów się w tym utwierdzamy.
Spółka, która opublikowała ten raport bieżący, należy do tej właśnie branży budowlanej, więc powinna unikać niechlubnych skojarzeń, rodem z dowcipów: "Majster, łopata mi się złamała! Oprzyj się o betoniarkę, baranie!". Nie może więc tłumaczyć się kiepskim działaniem poczty, bo to taka sama historia, jak ta z tempem budowania mieszkań w PRLu. Raz, że zamierzchła przeszłość, dwa, że budowlanka nie lepsza.
A jednak! Spółka sama z siebie powróciła do tradycji branży i do tempa działania właściwego dla dawnych lat. Przez półtora miesiąca nie mogła odzyskać od spółki z własnej z grupy kapitałowej umowy o wartości blisko 350 mln zł. Widocznie w tej grupie kapitałowej wiele załatwia się na gębę i bez podpisów, dokładnie tak, jak w czasach mistrzów propagandy.
Sądzę, że odzyskanie tej umowy było dla spółki zbędną formalnością, nikomu nie zależało na odzyskaniu tej całkiem sporej umowy, nikt nie odczuwał potrzeby uporządkowania relacji między spółkami. Jedyny racjonalny wniosek? Prawdopodobnie tak właśnie wyglądają na co dzień relacje w tej grupie kapitałowej - są nieformalne, dogadywane na telefon, spisywane na piśmie jak już naprawdę nie da się inaczej, gdy ktoś sobie przypomni, że umowa jest za duża i trzeba machnąć raport.
Ale może warto byłoby pomyśleć o poczuciu obowiązku wobec inwestorów, albo o przestrzeganiu przepisów, które mówią o raportowaniu umów istotnych "niezwłocznie", czyli po zawarciu umowy, a nie po jej otrzymaniu. Nie? Nic? Żaden bell nie ringa? No trudno...
Wolę nie wiedzieć, jak wyglądają w takim razie rozliczenia między spółkami z tej grupy.
Nie mam dobrych przeczuć.
Kolejni, którzy wkopali się na własne życzenie. Jako że w IR do dziś jest rozbieżność, czy raportować po podpisaniu przez jedną stronę, czy dopiero przez obie (przychylam się do drugiej opcji, jak wiesz) dziwi mnie, że nie zostali przy frazie "powzięła informację o otrzymaniu", "otrzymała umowę od" "powzięła informację o podpisaniu". Po co wtarabanili tam lutową datę?! Oczywiście, problem łatwo wyeliminować gdy dwie strony podpisują umowę w tym samym czasie. Tyle, że nie zawsze ma się ten komfort.
OdpowiedzUsuńnajgorsze, że to dwie spółki siostrzane! to niepojęte, by nie móc dogadać się w takiej sprawie we własnej grupie kapitałowej... :)
OdpowiedzUsuńnajciemniej bywa pod latarnią : )
OdpowiedzUsuń