|
Ta spółka już raz trafiła do nas, co ciekawe, również z raportem dotyczącym umowy. To był wątek Prochem i tajne kary umowne i chodziło o... (uwaga, będzie zaskoczenie) tajne kary umowne. Teraz kary w raporcie zostały nam nieco bardziej przybliżone, choć nadal nie wiemy w jakiej sytuacji i za co te kary. Jednak tym razem brakuje tu czegoś o wiele ważniejszego...
Kto zgadnie czego brakuje? Nie jest łatwo wyłapać "braki", łatwiej zauważa się błędy i właśnie na tym chyba bazuje spółka.
Zapytam więc inaczej... Ktoś może wie kim jest kontrahent? Jakieś wibracje? Przeczucie? Wizja jakaś? W raporcie nie ma pół słowa o tym, z kim spółka podpisała umowę.
Warto byłoby przecież wiedzieć, czy jest to:
A) solidna, odpowiedzialna, bezpieczna firma, która wywiąże się z umowy,
B) firma Krzak Jasiek Nicnierób, która jutro może zwinąć biznes,
C) spółka należąca do bliskich krewnych i znajomych królika, czyli na przykład spółka męża ciotki dziadka drugiej kuzynki, założona dla wyciągania kasy z emitenta.
Nie lubimy wiedzieć takich rzeczy? Ano lubimy! Tylko z jakiegoś powodu spółka nie lubi dzielić się z nami tą wiedzą, mimo takiego obowiązku w par. 9 rozporządzenia w sprawie informacji bieżących i okresowych:
"§ 9. W przypadku, o którym mowa w § 5 ust. 1 pkt 3 (zawarcia przez emitenta lub jednostkę od niego zależną znaczącej umowy - przyp. Uzo), raport bieżący zawiera:
1) datę zawarcia znaczącej umowy;
2) oznaczenie stron umowy (...)"
A stron umowy nie ma... Zawsze mówię, że jeśli jakiejś informacji w raporcie nie ma to pewnie dlatego, że podanie jej wstrząsnęłoby światem. Obstawiam więc wariant C z powyższej "ankiety". I pewnie nie tylko ja...
Jeśli spółka rzeczywiście nie mogła przyznać się z kim tę umowę podpisała, jeśli jest coś, co mogłoby "naruszyć słuszny interes emitenta", to mamy do tego specjalne przepisy, które pozwalają nazwę kontrahenta pod pewnymi warunkami utajnić.
Jednak jeśli spółka utajnia tylko fragment raportu należy o tym inwestorom powiedzieć wprost. Skoro nie ma w raporcie informacji o utajnieniu nazwy kontrahenta przyjmuję, że spółka niczego nie utajniała. Prawdopodobnie wyszła z założenia, że naiwni inwestorzy nie zorientują się, że w raporcie czegoś brak, a Komisji Nadzoru Finansowego zwyczajnie nie będzie się chciało angażować, bo ma ważniejsze sprawy, bardziej medialne.
Ale tym razem nie udało się umknąć uwadze, przynajmniej naszej. Raport wymaga więc uzupełnienia. Albo o informację o kontrahencie (zgodnie z przepisami), albo o utajnieniu (zgodnie z zasadami komunikacji).
Przy okazji...
warto byłoby w tej korekcie doprecyzować kary (bo sam procent to mało) i przypadki, w jakich może się zmienić wynagrodzenie. Stwierdzenie, że wynagrodzenie:
"może ulec zmianie wyłącznie w przypadkach przewidzianych w umowie"
nic mi nie mówi. Nie znamy treści umowy, nie znamy "przypadków przewidzianych w umowie", a spółka odmówiła nam nawet nazwy kontrahenta. Skąd mam więc wiedzieć, czy w umowie nie mamy przypadkiem możliwości zmiany pod byle pretekstem wynagrodzenia o 100%?! Czy fakt, że tak było w umowie ma jakoś ukoić inwestora po ewentualnej stracie kasy na tej spółce?!
Całe to zdanie to zapychacz treści raportu. Ale nie bez znaczenia.
Słowo "wyłącznie" ma tu szczególny wydźwięk i jest bardzo podstępnie wykorzystane. Przez swą kategoryczność całe to zdanie sugeruje bardzo bezpieczne ograniczenie: nie może się zdarzyć nic, czego nie ma w umowie. To stwierdzenie niestety uspokaja nas zupełnie bezpodstawnie, przez co tracimy czujność. Takie mocne, stanowcze słowa niepostrzeżenie wymuszają na nas zaufanie. Dlaczego? Ponieważ tak wypowiadają się ludzie pewni siebie, ludzie sukcesu, ludzie, którym się ufa. To zdanie sprawia, że aż chce się bronić tej spółki: no przecież będzie pilnować postanowień tej umowy!
No, fantastycznie! Wcale nie wątpię!
Tylko umknęło nam coś ważnego. My nadal nie wiemy co, do diabła, jest w tej umowie!
Jest to zwykła manipulacja. Przekierowanie uwagi.
Powiedzmy to wprost. Emitenci po to publikują umowy, by inwestorzy mogli je ocenić pod kątem przyszłych wyników spółki. A ten raport mówi nam, że spółka zawarła z kimś umowę na sporą ilość kasy, która może się zmienić, tylko nie wiemy w jakiej sytuacji, ani o ile, a na dodatek mamy jakieś kary do 20% wartości umowy, ale nie wiadomo właściwie za co.
To na pewno dobry biznes.
Mam tylko wątpliwości, dla kogo dobry...
Guślarska tajemniczość przy oznaczaniu stron umowy to często powtarzający się temat m.in na moich szkoleniach. To po stronie emitenta leży obowiązek uczulenia drugiej strony odnośnie obowiązków sprawozdawczych, które na nim ciążą. Niestety, wiele osób nadal myśli, że wpisanie klauzul poufności załatwia sprawę (zakładam, że tutaj jest możliwy taki przypadek). Nie, nie załatwia, gdy druga strona jest spółką giełdową. Ustawa/rozporządzenie (w tym przypadku rozporządzenie z 19 lutego 2009 r.) zawsze stoi wyżej niż jakiekolwiek ustalenia między kontrahentami. Ustalenia nie będą argumentem w wymianie "myśli" z regulatorem, gdyby przyszło co do czego : )
OdpowiedzUsuńzgadza się! sęk w tym, że taka "wymiana myśli z regulatorem" może trwać zbyt długo lub rozpocząć się za późno... jeśli patrzy się na to z perspektywy inwestora oczywiście...
OdpowiedzUsuń